Doszedłem ostatnio do wniosku, że przewidywanie przyszłości jest niezwykle prostym i wdzięcznym zawodem. Siedzisz sobie wygodnie na zydelku specjalisty kreśląc w swym kajeciku kształty przyszłości (używając kolorowych lub szarych kredek) i udajesz, że masz blade pojęcie na wypowiadane przez siebie tematy. A czy tak jest w istocie? To już jest drugorzędna sprawa. Nie ma to znaczenia w kontekście „wyrobionego odbiorcy” do którego będziesz przemawiał. Jesteś wróżką? Super – ludzie łykną cokolwiek im powiesz. Jesteś analitykiem? Jeszcze lepiej! Tym większe uznanie dla twego wkładu w rozwój cywilizacji skoro podejmujesz się tak skomplikowanych „analiz” oraz „badań”!

Oczywiście najwygodniej jest być mrocznym wieszczem śmierci bo zwykle przynosi to największe korzyści. Cały myk polega bowiem na tym, że bez względu na to co powiesz nikt Ci nie wytknie błędów. Raz, że atencja współczesnych ludzi sięga maksymalnie kilku godzin, a dwa, że zawsze można powiedzieć „Wolałem was przygotować na najgorsze, oczekując najlepszego!”. A jeśli przypadkiem uda Ci się trafić w sedno to już w ogóle będziesz budzić szacunek i uznanie innych. Staniesz się nieomylnym prorokiem brylującym salony. 

 

Ślepej kurce ziarnko.

Poruszam temat wróżenia nie bez przyczyny. Natchnęła mnie do tego pewna książka, którą od kilkunastu lat poddaję regularnym testom. Ot, takie nieszkodliwe zboczenie, o którym zbytnio nie rozpowiadam.

Widzicie, był rok 2001 gdy przeczesując półki lokalnej księgarni, pewien pryszczaty gnojek, natknął się na książkę o jakże wzniosłym tytule „Przyszłość według Dilberta”. Lubiłem komiksy, szanowałem Scotta Adamsa (twórca), a i byłem ciekaw tego co też naskrobie ów autor w swym kolejnym dziele. Zwłaszcza, że zapowiadał, iż książka ta jest inna od dotychczasowych gdyż po raz pierwszy wypełniona będzie przepowiedniami, które ziszczą się w najbliższej dekadzie (lub dwóch).

Dwie dekady później, z regularnością spragnionego alkoholika, sięgam po tę pozycję licząc, że wytknę autorowi jego niekompetencję i przesadną zdolność do bajkopisarstwa. I za każdym razem muszę posypywać swą głowę popiołem gdyż magia zapisanych słów przerasta moje oczekiwania.

Ja wiem, że efekt Forera i inne błędy poznawcze dają o sobie znać w nierównej walce ze zdrową logiką ale pozwólcie, że przytoczę Wam kilka ciekawych cytatów abyście sami mogli ocenić na ile świat XXI wieku pokrył się z przepowiedniami Scotta.

I ja wiem doskonale, że Scott pewnikiem tworzył tę książkę dla śmiechu, zabawy i od niechcenia. Bo ma dryg, bo ma umiejętności gładkiego pisania o wszystkim i o niczym, bo po prostu mógł. Z biegiem lat jednak, im częściej sięgam po „Przyszłość”, coraz częściej zastanawiam się ile z tego co napisał zostało wydumane, a ile napisane zupełnie świadomie.

Spójrzmy zatem z perspektywy branży IT oraz pracujących w niej testerów na przepowiednie dotyczące XXI wieku.

A słowo ciałem się stało

Kilka z nich to wesołe trafy. Strzały na oślep, które po prostu trafiły. Coś co każdy z nas mógłby powiedzieć, a i tak byłoby to prawdą:

  • „W przyszłości dotarcie do sedna sprawy będzie zabierać autorom znacznie więcej czasu. Dlatego książki zrobią się grubsze” 
  • „W przyszłości powstanie wielki rynek rozwiązań umożliwiających pracownikom obijanie się przy zachowaniu pensji.”
  • „Brak wykształcenia nie będzie największym problemem przyszłości. Problemem będzie zalew głupoty, gdy coraz więcej ludzi osunie się do sfery niekompetencji.”

Taka prawda, że patrząc na swoje udźwigające się pod naporem absurdu półki wypełnione zbędnym słowotokiem wiem, że tego typu praktyki (sztucznego zapełniania stron) były, są i będą aktualne. Zwłaszcza w sektorze IT, w który wszelkiego rodzaju poradniki, kursy i inne „Zostań specjalistą w weekend” dziełka od lat królują w sprzedażowych  rankingach.

Podobnie ma się sprawa z odwiecznie leniwymi pracownikami (ach te piłkarzyki) czy puchnącym społeczeństwem anty-technicznych półgłówków (sorry, ale fakt, że 6 latek posługuje się smartphonem nie czyni z niego geniusza. To raczej zasługa świetnego teamu oraz UX specjalistów), którzy zaraz po studiach śmiele pchają się w ramiona IT.

Milordzie – mleka!

Dużo ciekawiej robi się w kwestii stricte technicznych przepowiedni:

  • „W przyszłości pojemność  Internetu będzie zwiększać się bez końca aby nadążyć za potężniejącym ego użytkowników. Koszty nie będą grały roli.”
  • „W przyszłości twoje ciuchy będą inteligentniejsze od ciebie.”
  • „W przyszłości technika nadal będzie komplikować nasze życie ale wielu z nas będzie zachwyconych tym faktem.”
  • „W przyszłości „usługi osobiste” rozpowszechnią się do tego stopnia, że ludzie aktywni zawodowo nie będą robić niemal nic „koło siebie”.”
  • „W przyszłości znacznie wzrośnie liczba „usług dla gospodarstwa domowego”, które będą rekompensować żałosną niekompetencję przeciętnego człowieka.”

O ile Prawo Moore’a nie jest nikomu obce, a fakt, że słowo „smart” przykleiło się do każdego kupowanego przedmiotu jest smutną codziennością tak dążenie do stopniowego rozwadniania rynku kretyńskimi usługami jest już poniekąd przerażający. Wszelkiej maści Talent Delivery Specjaliści, Jedi projektów, Czarodzieje JAVA kodu, CEO of my own life, Kreatorzy cyfrowego szczęścia, Ewangeliści Scruma czy inni Chief Executive od nie wiadomo czego budzą moje obrzydzenie oraz zniechęcenie. Rynek płodzi tego coraz więcej niszcząc zdrowy, do niedawna, ekosystem.

No ale widocznie potrzebujemy tego lub chcemy sobie tym sposobem zrekompensować swe małostkowe życia spędzone w nieustannym, korporacyjnym wyścigu.

Do tego technika zamiast pomagać jedynie szkodzi. Kiedy zastanowię się do jakich granic napuchł balonik wypełniony „software rozwiązaniami”, które mają ułatwiać nam testerskie życie podczas gdy jedynie je komplikują (serio – czy choć jeden z nas nie miał problemów z postawieniem środowiska?) to zaczynam rozważać ile z tego to wariacja na temat, a ile poważne rozwiązania.

I czemu na miły Bóg nadal używamy niektórych protokołów, których stosy rozsypują się łatwiej niż domek z kart??? Czemu używamy przestarzałych rozwiązań, na które nakładamy jedynie kolejne warstwy przysypując problem?

Co do inteligentnych ubrań… mój stosunek do smart clothes, które same mówią mi co i kiedy mam robić, celowo pominę gdyż jest on wielce ambiwalentny. Choć podziwiam niezwykłą lekkość bytu osób wydających setki dolarów na coś co rzekomo optymalizuje ich życie.

Nostradamus 2.0

Im dalej w las tym więcej drzew, a im dalej w przepowiednie tym coraz mroczniej za naszymi oknami:

  • „W przyszłości wartość twojego głosu wyniesie mniej niż zero. Nastąpi to, gdy suma, jaką płacisz w ramach podatku za policzenie głosu, będzie mniejsza niż wartość tego, co uzyskujesz z oddania głosu.”
  • „W przyszłości każdy będzie reporterem.”
  • „W przyszłości, spośród walorów tradycyjnych mediów, najbardziej będzie ludziom brakować profesjonalnych reporterów zadających dociekliwe pytania.”
  • „W przyszłości wszelka praca zostanie odbalastowana aż całą robotę na planecie będzie wykonywał jeden facet.”
  • „W przyszłości media będą zabijać sławne osoby, by wykreować wiadomości, które ludzi interesują.”
  • „Następne stulecie będzie poszukiwaniem lepszej percepcji, a nie lepszej wizji.”

Witamy w krainie klaunów, w której każdy kreuje siebie na gwiazdę rocka używając mediów społecznościowych niczym źródła wszelkich wiadomości. Każdy, nawet najbzdurniejszy niuans podnoszony jest do rangi hiper ważnego wydarzenia. Każdy stara się uchwycić życie zamknięte w cyfrowej ramce. Każdy próbuje zdeklasować konkurencję udowadniając jak istotne jest jego żywot.

Baliśmy się świata Orwella podczas gdy zwyciężyła wizja Huxley’a. Strywializowaliśmy nasze życia i kulturę oddając się nieuzasadnionemu, niekontrolowanemu, ciągłemu hedonizmowi, który wyłączył nasze zdroworozsądkowe myślenie.

A fakt, że wszystkie zadania spychamy na Hindusów lub Chińczyków jedynie dolewa oliwy do ognia. Potem rosną głosy oburzenia, że coś nie działa, że kupiony produkt jest szmelcem, a my nie możemy uzyskać pomocy ani żadnej sensownej odpowiedzi. A kto jest temu wszystkiemu winien?

No właśnie – kto?

Mrok i śmierć

A powiedzcie teraz sami czy poniższe słowa nie przypominają Wam o przynajmniej jednym z waszych znajomym:

  • Coraz częściej w przyszłości wykwalifikowani specjaliści, zrezygnowawszy z etatów w firmach, będą szefować samym sobie, zarabiając na życie jako przedsiębiorcy, konsultanci, dostawcy, prostytutki i rysownicy.”
  • „W przyszłości fachowcy będą chodzić na rozmowy kwalifikacyjne dla czystego relaksu.”
  • „W przyszłości więcej ludzi będzie pracować dla siebie, tworząc wielki rynek dziwacznych produktów.”
  • „W przyszłości wszystkie bariery wejścia znikną, a firmy będą zmuszone tworzyć coś, co nazywam „mącipolami” (grupa firm o podobnym profilu, które rozmyślnie dezorientują klientów i mącą im w głowach, zamiast prowadzić konkurencję cenową)”
  • „W przyszłości więcej ludzi będzie aktywnie ignorować wiadomości, ponieważ są one nieistotne.”

Iluż to moich znajomych nie zdecydowało się przejść na freelancerkę. Zarabianie na blogach, podróżach,  super umowy i deale i życie jak w Madrycie – to chleb powszechni. Praca w korporacji? Na etat? Błe! To obrzydliwe! Przecież nie po to stawałem się specjalistą oraz fachowcem!

Chociaż z tymi to jeszcze pół biedy. Gorzej z wszelkiej maści „inkubatorami nowatorstwa”. Zakładają jednoosobowe firemki i kreują się na projektantów nowatorskich rozwiązań podczas gdy 90% z nich tworzy marne, telefoniczne aplikacje lub mierne imitacje już istniejących rozwiązań. Tyle, że gorsze, słabsze i mniej rozreklamowane. No ale zawsze można spróbować swych sił na start-upie lub innym kickstarterze. Przecież inteligentne grzebienie, czujniki do jednorazowych pampersów czy smart nocniki to jest dokładnie to czego potrzebuje społeczeństwo 4.0. Ktoś to i tak kupi.

 

A może by coś pogodnego?

Ale nie będę znęcać się już więcej nad nami. Taka bowiem prawda, że postęp wymusza zmianę społeczeństwa na lepsze (i gorsze) i za wielu dusz raczej nie zbawimy. Zamiast tego pozwólmy sobie wygodnie usiąść i zacytować Nikołaja Gogola – Czemu smiejoties’? nad soboju smiejoties!

Bo przecież ta naiwna książka nie mogła przewidzieć zmian XXI wieku, prawda? Przecież to nieprawda, że „W przyszłości łatwo znajdzie się nabywców tak naiwnych, że kupią każdy produkt – najbardziej nawet bezwartościowy i bezużyteczny”. Przecież szaleństwem byłoby ufać człowiekowi, który powiedział, że „Dwie rzeczy, które nie poprawią się nigdy, to komunikacja lotnicza i siodełka rowerowe”. A tym bardziej gdy zacytuję myśl pokroju „Większość przełomowych dokonań w nauce i technice następnego stulecia będzie dziełem mężczyzn szukających kobiecych zamienników.”

PS. Tekst pisany pod wpływem emocji. Czasem tak bywa.

 

Autor : Marcin Sikorski

Twórca bloga : http://www.test-engineer.pl/

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Ten serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub odczyt wg ustawień przeglądarki. Więcej
Zgoda